Strona główna / Piłka Aktualności / Aktualności / #FutbolRetro. Zimowe wojaże Zagłębia – Chiny, Hiszpania, Chorwacja, Turcja

#FutbolRetro. Zimowe wojaże Zagłębia – Chiny, Hiszpania, Chorwacja, Turcja

26 listopada 2024

W trakcie przerwy zimowej, gdy w Polsce boiska zasypane były śniegiem, piłkarze Zagłębia, tak jak inne drużyny ligowe, chętnie wyjeżdżali do tzw. ciepłych krajów. W Futbolu Retro przypominamy nie tak dawne wyjazdy do Hiszpanii, Chorwacji czy Turcji. Ponadto obszernie opisujemy nieco egzotyczne tournée po Chinach, które miało miejsce 64 lata temu.

Hiszpania pomogła w awansie do Ekstraklasy

Zgrupowanie w Hiszpanii odbyło się w dniach 5-14 lutego 2018 roku i przyniosło potem wymierne efekty. Zespół prowadzony przez Dariusza Dudka, mimo strat punktowych po rundzie jesiennej, awansował w dobrym stylu do Lotto Ekstraklasy. Rok później sosnowiczanie w połowie stycznia wyruszyli do Chorwacji, a konkretnie do miejscowości Medulin. Mimo zaangażowania sporych środków na transfery, wymiany prawie 60 procent kadry, nie udało się utrzymać w Lotto Ekstraklasie.

Kolejny rok i ponownie na celowniku znalazł się Medulin. Efekty znów nie były zadawalające, w rundzie wiosennej sezonu 2019/20, już w Fortuna 1. Lidze, zamiast walczyć i powrót do krajowej elity, trzeba było walczyć o pozostanie w rozgrywkach. Co zresztą się udało…

Później była też Turcja, dokąd na początku 2022 roku zabrał zespół trener Artur Skowronek. Pogoda w Turcji nie była sprzyjająca, co pokrzyżowało szyki Zagłębiu, jeśli chodzi o gry kontrolne. Warunki pogodowe związane z ulewnymi deszczami i silnym wiatrem spowodowały, że jeden sparing został odwołany, a drugi przerwany po 23 minutach gry. Zgrupowanie w Belek nie dało szczególnych korzyści sportowych, drużyna zajęła wiosną 15. miejsce, która dało utrzymanie. Niemniej, wszystko wisiało na włosku, tylko jeden punkt przewagi nad Stomilem Olsztyn dzielił nas od spadku.

Pożegnanie z I ligą przyszło 2 lata później, gdy zespół zimą nie wyjechał na planowane zgrupowanie w Turcji. Zagłębie prowadzone przez białoruskiego szkoleniowca Alaksandra Chackiewicza w kiepskim stylu opuściło potem Fortuna 1. Ligę. Wątpić należy, by jakiekolwiek zimowe zgrupowanie w ciepłych krajach pomogło uratować drużynę przed degradacją. 8 punktów straty do bezbiecznej strefy przed runda wiosenną to było zbyt dużo do odrobienia…

Chiński szlak przetarła Garbarnia

62 lat temu piłkarze Stali (obecnie Zagłębie) zawitali do Państwo Środka. Przed świętami Bożego Narodzenia wojażowali po Chinach, mierząc swoje siły z tamtejszymi drużynami, które okazały się nad wyraz mocne.

– Byliśmy prekursorami piłki nożnej w Chinach – twierdzi po latach Zbigniew Myga, wówczas wschodząca gwiazda sosnowiczan, który z kolegami wrócił do kraju dopiero na Wigilię.

Zagłębiacy nie byli jednak pierwszym polskim klubem piłkarskim, który postawił stopę na zakazanej wcześniej dla cudzoziemców ziemi. W 1956 r. w Chinach gościła Garbarnia Kraków. Tak się złożyło, że po chińskich wojażach garbarze już nie rozwinęli skrzydeł, natomiast sosnowiczanie wprost przeciwnie. Klub, który z resortu hutnictwa przeniósł się do branży górniczej czekał prawdziwy okres prosperity. W latach 60-tych chłopcy z Sosnowca dwukrotnie zdobywali wicemistrzostwo Polski i dwa razy cieszyli się z Pucharu Polski. Na dokładkę był Puchar Interligi Amerykańskiej, którą wywalczyli w wielkim stylu, mając wsparcie z trybun w osobie Jana Kiepury.

– Piłkarzy chińskich dobrze znaliśmy z gościnnych występów na boiskach Krakowa, Chorzowa i Warszawy. Przegrywali bardzo wysoko, demonstrując kwalifikacje na poziomie naszej trzeciej ligi. Stąd powstało przekonanie, że jeśli Chińczycy zagrają na własnym terenie nawet sto procent lepiej, nie będą mogli pokonać naszych I-ligowców – pisał katowicki „Sport” w listopadzie 1960 roku, gdy ekipa Stali już gościła w Chińskiej Republice Ludowej. Przekonanie o wyższości naszego futbolu nad chińską podróbką nie sprawdziło się do końca, o czym przekonali się na własnej skórze piłkarze z Sosnowca.

Międzylądowanie na Syberii

Sosnowiczanie po męczącej podróży pociągiem z Warszawy do Moskwy nie mieli czasu na odpoczynek. W stolicy ZSRR wsiedli na lotnisku Szeremietiewo do TU-104, korzystając z gościny Aerofłotu. Pierwsze międzylądowanie mieli na Syberii, w Omsku, kolejne w Irkucku nad Bajkałem. Za każdym razem chodziło o tankowanie.

– W Irkucku pojawiły się problemy, dwóch zawodników musiało tam zostać na kilka dni, gdyż ich miejsca zajęli skośnoocy radzieccy działacze partyjni, którzy w ramach delegacji także lecieli do Pekinu – przypomina sobie Andrzej Gaik. – Trafiło na najmłodszego i najstarszego gracza, czyli mnie i Pawła. Nie było losowania, po prostu kierownictwo ekipy podjęło taką decyzję. Ale wcale nie żałowaliśmy z Pawłem tego dodatkowego postoju, dostaliśmy bowiem hotel i samochód Wołgę do dyspozycji. Byliśmy na wycieczce nad jeziorem Bajkał i w cyrku. Tych atrakcji było znacznie więcej, więc nawet żałowaliśmy, że tak szybko upłynął nam czas. Zanim kolejnym samolotem dolecieliśmy do Pekinu, mieliśmy lądowanie na łąkach koło Ułan Bator, stolicy Mongolii. Myśleliśmy, że to już Pekin, a tu wokół samolotu pasące się kozy i pośród nich nasz samolot. Strasznie trzęsło przy lądowaniu na trawie, było trochę strachu, ale jakoś szczęśliwie pilot wylądował. Do Pekinu dolecieliśmy potem bezpiecznie, ale na wspomnienie tego lotu do Ułan Bator człowiek dostaje gęsiej skórki – uśmiecha się wychowanek Stali Sosnowiec, który na chińskiej ziemi nie tylko kopał piłkę, ale także poznał wiele atrakcji turystycznych tego wspaniałego kraju.

Ananasy pod choinkę

– W Pekinie byliśmy na placu Tiananmen, zwanym Placem Bramy Niebiańskiego Spokoju, gdzie wiele lat później doszło do masakry protestujących Chińczyków. Byliśmy także w Pałacu Cesarskim, teatrze chińskim. Byliśmy bardzo mile witani w każdym mieście, gdzie graliśmy mecze. Szkoda tylko, że nie udało się zwiedzić Wielkiego Muru – żałuje Andrzej Gaik, który mimo 82 lat nadal dość dobrze pamięta szczegóły chińskiej wyprawy.

W trakcie pobytu za Wielkim Murem sosnowiczanie pokonywali ogromne odległości, stykając się w trakcie podróży z różnymi strefami klimatycznymi. Na północy były mrozy prawie tak ostre jak na Syberii, z kolei na południowym wschodzie, w okolicach Kantonu rosły ananasy, panował klimat podobny do śródziemnomorskiego. Na taką amplitudę temperatur nie wszyscy byli odpowiednio przygotowani, przeziębienie czy grypa nie należały do rzadkości.

– Ananasy rosły na polu jak kapusta czy kalafiory. Z czymś takim nie zetknęliśmy się wcześniej. Ananasy niektórzy z nas zabrali do Polski, na święta. Trafiły pod choinkę – zdradza Gaik, który wspólnie z kolegami doczekał się medalu Mao Zedonga, komunistycznego przywódcy Chin.

W trakcie podróży pociągiem do Szanghaju sosnowiczanie musieli przeprawić się mostem przez Jangcy, najdłuższą rzekę w Chinach, trzecią na świecie. Po jej przekroczeniu pociąg zatrzymał się na stacji i wtedy pojawił się Chińczyk, który wręczył każdemu z nas medalik Mao Zedonga.

 To taka pamiątka, którą dostawało się za przekroczenie tej najważniejszej dla każdego Chińczyka rzeki. Myśmy przeprawili się przez most, natomiast zwykli mieszkańcy musieli płynąć małymi łódkami czy też większymi dżonkami, by znaleźć się na drugim brzegu. Widok setek łódek płynących po Jangcy był niezapomniany – z dreszczykiem emocji opowiada Gaik.

Zdążyli na wigilię..

Zawodnicy byli pod ogromnym wrażeniem Chin, mimo że pod względem rozwoju gospodarczego Kraj Środka mocno odstawał od Polski. – W tamtych latach nazywaliśmy Polskę Ameryką, byliśmy daleko przed Chinami – uważa Myga, który 6 lat później wybrał się z reprezentacją Polski do Izraela (to był jego jedyny występ w biało-czerwonej koszulce), gdzie również zetknął się z egzotyką Wschodu.

Pracowitość mieszkańców Chin, to kolejna rzecz, która zaskakiwała sosnowieckich graczy. Gdy zwiedzali oni większe miasta, podziwiali Chińczyków, którzy byli bardzo zdyscyplinowani przy wykonywaniu prostych prac, chociażby sprzątaniu ulic. To była praca zespołowa, podobnie było na boisku zaznaczają po latach piłkarze Stali.

Po rozegraniu 7 spotkań towarzyskich, sosnowiczanie chcieli jak najszybciej wracać do rodzin, by zdążyć na Boże Narodzenie. Problemem, tak jak w pierwszą stronę, był samolot, którym nie wszyscy chcieli lecieć. Niektórzy, tak jak Marian Masłoń panicznie bali się latania, więc chcieli wracać koleją transsyberyjska. Ostatecznie wszyscy zgodzili się na samolot, jednak Tu-104 spóźnił się z przylotem do Pekinu. O perypetiach związanych z przesiadkami lotniczymi można by książkę napisać…

© ZAGŁĘBIE SOSNOWIEC SA 2021 Wszystkie prawa zastrzeżone | Projekt & wykonanie Strony www Będzin