Strona główna / Piłka Aktualności / Aktualności / 33. rocznica śmierci Włodzimierza Mazura. Dla kibiców był królem Sosnowca…

33. rocznica śmierci Włodzimierza Mazura. Dla kibiców był królem Sosnowca…

30 listopada 2021

1 grudnia 1988 r. zmarł Włodzimierz Mazur. Odszedł przedwcześnie, pozostawiając za sobą wspomnienie wielkiej kariery piłkarskiej. W przededniu rocznicy śmierci, w cyklu „Futbol Retro”, przypominamy niezwykłe, a zarazem powikłane losy piłkarskie Włodka, który dla kibiców był królem Sosnowca.

 

Rodzina piłkarza pochodziła ze wsi Wyszmontów położonej nieopodal Ożarowa w dzisiejszym województwie świętokrzyskim. To właśnie w tym miasteczku przyszedł na świat przyszły król strzelców ekstraklasy Włodzimierz Mazur, chociaż większość źródeł błędnie podaje Opatów jako miejsce jego urodzenia.

Jego talent odkrył Marian Masłoń

Włodek wychował już w sosnowieckim Kazimierzu, gdzie jego ojciec dostał pracę w miejscowej kopalni. Brat babci Włodka Mazura pracował w kopalni w Tychach, i to on namówił rodzinę do wyjazdu. Tak Mazurowie trafili do Sosnowca.
Mazur uczył się grać w piłkę w miejscowym Górniku Kazimierz. Do Zagłębia przeszedł już jednak w wieku 16 lat. Przepowiadano, że będzie następcą Andrzeja Jarosika, innego wielkiego gracza Zagłębia.

Talent Mazura jako pierwszy dostrzegł w Zagłębiu Marian Masłoń, trener i wychowawca młodzieży. Masłoń był solidnym obrońcą z Sosnowca. Zagrał nawet w dwóch meczach reprezentacji Polski. Po zakończeniu kariery został trenerem. Uznał jednak, że nie chce w przyszłości stanąć przed dylematem, czy szukać pracy w innym regionie polski. Przyjął się więc do pracy w hucie Milowice. Po zakończeniu dniówki w hucie wracał do domu. Przebierał się w dres i pędził na Stadion Ludowy, żeby szkolić młodzież. Nie miał daleko. Mieszkał naprzeciwko sosnowieckiego Egzotarium.

Mazur to był piłkarz kompletny – mówi Władysław Szaryński, kapitan Zagłębia w latach 70. – Miał dobrą lewą i prawą nogę. Umiał się zastawić i uderzyć z daleka. Dobrze grał głową. Wyróżniał go niesamowity instynkt. Był przy tym silny jak tur. Podziwialiśmy jego atletyczną sylwetkę. Uda miał jak ze stali. Rywale nie potrafili go ruszyć – dodaje Szaryński.

– Z piłką i obrońcami potrafił zrobić wszystko – podsumowuje z kolei Jerzy Lula.

Został królem strzelców

W barwach Zagłębia dwukrotnie zdobył Puchar Polski (1977 i 1978), w 1977 został królem strzelców (17 bramek). Debiutował w lidze 18 marca 1973 roku meczem z Zagłębiem Wałbrzych (1:0). W najwyższej klasie rozgrywkowej rozegrał 282 mecze, w których strzelił 79 goli.

Do dorosłej piłki w barwach Zagłębia wprowadzał go m.in. węgierski trener Nandor Banoy.Banoy był bardzo rodzinnym człowiekiem. I chciał, żeby zespół był również jak rodzina. Zabierał nas razem do restauracji. Było takie miejsce przy Domu Górnika przy ulicy Bando. Siadaliśmy wtedy przy stole, a on zachęcał do rozmowy. Do Włodka Mazura, który był wtedy raczej cichym i małomówny człowiekiem, zwracał się: „Mówi Włodek. Mówi”. To „mówi” tak do Włodka przylgnęło, że potem nazywaliśmy go „Mówi” – uśmiecha się Lula.

Pamiętam, jak po sezonie w 1977 roku pojechaliśmy razem na imprezę podsumowującą rozgrywki. To było gdzieś w Będzinie. Poproszono mnie na scenę razem z Włodkiem. Podziękował mi za wszystkie asysty. „70 procent bramek strzeliłem po twoich podaniach” – powiedział – przypomina Szaryński.

Grzej się Włodek!

W czasach, kiedy Mazur był gwiazdą Zagłębia, w klubie jako konsultant pracował Jacek Gmoch. W 1978 roku Gmoch jako selekcjoner kadry znalazł dla napastnika z Sosnowca miejsce w kadrze na mundial w Argentynie. Podczas mistrzostw napastnik z Sosnowca furory jednak nie zrobił. Zagrał tylko w jednym meczu z gospodarzami turnieju. Gdy Gmoch po przerwie krzyknął „grzej się, Włodek”, z ławki podniósł się Lubański. Selekcjoner szybko jednak sprostował, że chodzi mu o Mazura. To on miał odmienić losy spotkania. Nie udało się. Przegraliśmy 0:2. Ostatecznie Mazur rozegrał w reprezentacji Polski 23 mecze, w których strzelił trzy bramki.

Andrzej Strejlau, który był w 1978 roku asystentem Gmocha, a Mazura miał też okazję prowadzić w Zagłębiu, uważa, że to był to jeden z najlepszych polskich napastników we wspaniałych dla naszego futbolu latach 70.

On po prostu kochał grać w piłkę. Miał świadomość, że nie jest jednym z wielu. To była postać na miarę wcześniejszych ikon Zagłębia: Cześka Uznańskiego, Witka „Gigi” Majewskiego, Andrzeja Jarosika – wspomina Strejlau.

Kibice pamiętają Mazura przede wszystkim z meczu z Holandią na Stadionie Śląskim w roku 1979. Polacy wygrali wtedy 2:0 po golach Zbigniewa Bońka i właśnie Mazura. – Nie pomogły Johany, zwiędły tulipany – śpiewali kibice na Śląskim.

Mazur strzelił gola z karnego. To było uderzenia a’la Panenka, czyli w stylu czeskiego piłkarza Antonina Panenki, który w 1976 roku – w finale mistrzostw Europy – zasymulował silne uderzenie, położył bramkarza Seppa Maiera z reprezentacji Niemiec, a potem technicznym, lekkim strzałem posłał piłkę w środek bramki.

– Na takie uderzenia pozwalali sobie tylko najwięksi, a właśnie takim napastnikiem był Mazur – podkreśla Strejlau.

Do tańca i różańca

Mazur szybko został okrzyknięty przez kibiców królem Sosnowca. Nie wywyższał się. Nie unikał starych znajomych. Z każdym napił się piwa. – Mazur Włodzimierz, nie ruszaj Włodka, bo zginiesz – śpiewali na Ludowym kibice.

W Sosnowcu był modny lokal Tip-Top przy ulicy 3 Maja. Tuż obok basenów na Sielcu. Przyjeżdżali się tam zabawić zawodnicy Zagłębia, ale i Ruchu Chorzów czy GKS-u Katowice. Mazur też był tam częstym gościem. Wspólnie z kolegami tańczyli, bawili się i słuchali piosenek Wojtka Gąssowskiego, który często przyjeżdżał z koncertami. Mazur znał wiele osób z Warszawy. Do tego świata wprowadził go Władysław Grotyński, bramkarz Zagłębia, a wcześniej gracz Legii.

Koledzy z boiska wspominają, że Mazur nigdy nie odmawiał. – To był wspaniały przyjaciel. Jak to mawiają, do tańca i różańca – mówi Marek Jędras.

Pamiętam, jak kiedyś nie mogłem kupić terakoty. Mazur stwierdził tylko, że wie, jak temu zaradzić. Zadzwonił do siostry, która pracowała wtedy w Katowicach w firmie zajmującej się produkcją mebli. I już było po problemie – uśmiecha się Szaryński.

Sam Mazur też mógł liczyć na przychylność życzliwych mu osób. – Po pamiętnym meczu z Holandią miał do odbioru talon na samochód. Był to polonez, więc pojechaliśmy do Polmozbytu. Na placu stało mnóstwo samochodów, ale to naprawdę mnóstwo. W samym środku stał polonez w kolorze groszkowym. – Biorę ten – powiedział Włodek, gdy tylko go zobaczył. Jego nazwisko zadziałało, wyjechali wszystkimi innymi, by dostać się do wybranego samochodu, i przekazali go zawodnikowi ze słowami: „Panie Włodku, dla pana wszystko!

Nie zdążył

W 1983 roku Mazur dostał zgodę na wyjazd do Francji. Trafił do klubu Stade Rennais. – Jak z każdym transferem za granicę w tamtych czasach, było z tym wiele trudu i zamieszania. Jeździliśmy razem dopełniać formalności do Centralnego Ośrodka Sportu w Warszawie, przy którym działała tzw. komórka transferowa. Zagłębie nie miało nic do tego. Klub zarobił jakieś grosze. Potem jeszcze zespół pojechał na zaproszenie Stade Rennais do Francji.

Po dwóch latach na obczyźnie Mazur wrócił do Sosnowca. Przyjechał fordem. W Polsce takie auto to była wtedy wielka rzadkość. Mazur jednak nic się zmienił.

Wziął kluczyki i rzucił mi, żebym się przejechał. Byłem tak wystraszony, że aż ręce mi się pociły, bo bałem się, żeby go nie uszkodzić. Zresztą dla niego nie było problemu pożyczyć komuś rzecz, która u nas była nowością. Pamiętam jak Włodek otwierał dom w Milowicach. Miał tam basen, w tamtych czasach to była bardzo fajna sprawa. Nagle padło hasło: „no to kąpiemy się”. Większość gości, w tym kilka kobiet, wskoczyło w ubraniach.

Mazur po powrocie do Polski znowu założył koszulkę Zagłębia. Potem Górnika Wojkowice. W 1987 roku, po zakończeniu kariery, postanowił zostać trenerem. W marcu 1988 roku Alfred Mularczyk, ówczesny wiceprezes klubu, wydał Mazurowi opinię, która miała pomóc mu ukończyć trzyletni kurs trenerski organizowany przez katowicki AWF. Były napastnik jednocześnie zaczął pracować w Górniku Klimontów. Pomagał w pracy Zbigniewowi Sewerynowi i Kazimierzowi Kroście.

Chciał zdobyć doświadczenie, żeby w przyszłości wrócić w roli trenera do swojego ukochanego Zagłębia. Nie zdążył…

1 grudnia 1988 roku pojechał do sklepu spożywczego do Milowic, na tak zwane Betony. Stał w kolejce. W pewnym momencie ugięły się pod nim nogi, stracił przytomność. Poleciał do tyłu. Kilka osób za nim też straciło równowagę. Upadł na posadzkę. W kolejce stała akurat żona grabarza. Podłożyła mu pod głowę swoją torebkę. Tak odszedł w wieku zaledwie 34 lat wielki piłkarz Zagłębia Sosnowiec Włodzimierz Mazur.

W 33. rocznicę jego śmierci przypomnieliśmy barwną biografię tego wspaniałego piłkarza i szlachetnego człowieka. Jego imieniem nazwano Akademię Piłkarską Zagłębia Sosnowiec.

ANDRZEJ WYDRYCHIEWICZ

W opracowaniu wykorzystano materiały zamieszczone w „Gazecie Wyborczej” przez red. Wojciecha Todura dnia 30 listopada 2018 r.

© ZAGŁĘBIE SOSNOWIEC SA 2021 Wszystkie prawa zastrzeżone | Projekt & wykonanie Strony www Będzin