Po rundzie jesiennej sezonu 1973/74 dorobek drużyny był bardzo skromny – tylko 6 pkt na koncie, zaledwie 3 strzelone bramki i ostatnie miejsce w tabeli! A jednak zdarzył się cud, wiosną Zagłębie w imponującym stylu utrzymało się w I lidze (obecnie Ekstraklasa).
Na zdjęciu: bramkarz Władysław Grotyński i Zbigniew Seweryn (w środku) zatrzymali atak Kazimierza Deyny w meczu z Legią w Warszawie
Już początek rozgrywek dał sygnał, że coś niedobrego dzieje się z Zagłębiem. O ile jeszcze porażka 0:1 z imiennikiem z Wałbrzycha mogła być wytłumaczona, o tyle pogrom 0:6 u siebie z Ruchem Chorzów wprawił rzeszę 20.000 kibiców w duże zaniepokojenie. Trenerski duet – Jan Liberda i Czesław Uznański nie zapanował nad kryzysem także w następnym spotkaniu, gdy przegrano 0:1 w Opolu z Odrą.
ODSIECZ Z BUDAPESZTU
I wtedy na ratunek przybył z Budapesztu trener Nandor Banyai. Gra drużyny się poprawiła, jednak nie przełożyło się to na zdobycze punktowe. Powód był bardzo prosty – napastnicy i pomocnicy Zagłębia zawodzili pod bramką przeciwnika. Cały zespół ogarnęła niespotykana niemoc strzelecka. Pierwszego gola w rozgrywkach sosnowiczanie strzelili dopiero w siódmym meczu (1:0 z rybnickim ROW – em po trafieniu Józefa Kowalczyka). Kibice wtedy liczyli na przełamanie, ale srodze się zawiedli. Kolejne 4 porażki zakopały ich niedawnych ulubieńców na ostatnim miejscu w tabeli. Mecze na Stadionie Ludowym oglądała garstka widzów w liczbie ok. 1000. Po rundzie jesiennej dorobek drużyny był bardzo skromny – tylko 6 pkt na koncie i zaledwie 3 strzelone bramki! Tak kiepskiego rezultatu nie było od 1958 roku, gdy nastąpił pierwszy spadek z I ligi.
Degradacja do II ligi mocno zaglądała w oczy, ale w przerwie zimowej nastąpiła pełna mobilizacja całego zagłębiowskiego środowiska. Zawarto porozumienie o współpracy z klubami klas niższych w myśl której, na testy do Zagłębia trafiło kilkunastu najbardziej utalentowanych zawodników. Ale praktycznie tylko dwóch (Zbigniew Mikołajów z Górnika Klimontów i Jerzy Dworczyk z GKS Dąbrowa Górnicza) przebiją się w przyszłości do ligowej drużyny. Działaczom udało się też namówić na grę w Sosnowcu kilku znanych piłkarzy. Byli to: Władysław Szaryński z Górnika Zabrze, Edward Maleńki z ŁKS Łódź, Władysław Grotyński – były bramkarz Legii Warszawa (wyciągnięty akurat z wojkowickiego aresztu, gdzie odbywał karę za przemyt). Jeszcze w grudniu przybyli Hubert Kulanek ze Sparty Zabrze i Henryk Loska z Uranii Ruda Śl.
NIE KAPITULOWALI…
Do zimowych przygotowań przystąpiono z dużą wiarą w odwrócenie złej karty. Jakże znamienny był tytuł artykułu w Trybunie Robotniczej który ukazał się na początku stycznia 1974 roku. „Nie kapitulujemy!” obwieszczono piłkarskiemu światu. Trener Banyai twierdził wtedy – „Potrzeba nam w II rundzie przynajmniej 18 pkt i zdobędziemy je. Jestem przekonany, że już w pierwszych 3 meczach uzyskamy 4 – 5 pkt. Pracujemy bardzo solidnie, zespół zostanie wzmocniony, młodzież też już nabrała hartu, jestem więc optymistą. Napastnicy przecież muszą w końcu strzelać bramki, czego nie robili dotychczas, mimo znakomitych okazji. Jestem przekonany, że unikniemy degradacji. Najbliżsi nam w tabeli, oprócz Wałbrzycha, a więc Pogoń i Odra grają u nas – to dla nas poważny atut. Poza tym wierzę, że także z meczów z potentatami przywieziemy jakąś zdobycz punktową”.
HENRYK LOSKA – PIŁKARZ KIESZONKOWY
Przepowiednie węgierskiego szkoleniowca spełniły się co do joty. Już pierwsze wiosenne spotkanie przyniosło komplet punktów po dobrej i kolektywnej grze całej jedenastki. Wygrana 1:0 w Wałbrzychu po golu debiutanta E. Maleńkiego z bezpośrednim rywalem do utrzymania, znacznie poprawiła nastroje w klubie i regionie. Pierwszy mecz u siebie z opolską Odrą przyciągnął na trybuny Stadionu Ludowego 15.000 widzów, chcących obejrzeć w akcji odmienioną drużynę. Zawodu nie było, pewne zwycięstwo 3:1 i pochwały w prasie nazajutrz -„Popis skuteczności Zagłębia – w takim stylu piłkarze sosnowieccy dawno już nie odnosili zwycięstw, grali cały mecz na pełnych obrotach, forsowali silne tempo, które wytrzymali dobrze”. Tylko dwóch minut potrzebował debiutujący Z. Mikołajów aby strzelić gola w I lidze! – to rekord klubu. Ulubieńcem publiczności z miejsca stał się filigranowy (1,57 m wzrostu) i sprytny zdobywca dwóch bramek – H. Loska. W jednym meczu Zagłębie strzeliło tyle goli, co w całej rundzie jesiennej!
Na zdjęciu: Zbigniew Mikołajów i Henryk Loska (obaj w białych koszulkach i ciemnych spodenkach) zdobyli po jednym golu w meczu Zagłębie – Polonia Bytom 3:0 (3 kwietnia 1974)
Następny pojedynek, pomimo porażki 2:3 na obiekcie warszawskiej Legii, przyniósł drużynie bardzo dobre recenzje. To wtedy prawdopodobnie był początek przyjaźni kibiców obu klubów – nie bez znaczenia była tu osoba Władysława Grotyńskiego. Kolejna zasłużona wygrana Zagłębia (3:0 z Polonią Bytom) zapisała się trzecim golem debiutanta w trzecim meczu wspomnianego wcześniej Mikołajowa (to też klubowy rekord). Tym meczem sosnowiczanie zapoczątkowali wspaniałą serię sześciu gier bez porażki. Szczególnie udany był koniec kwietnia, gdy w ciągu ośmiu dni piłkarze Zagłębia wygrali trzy mecze z rzędu, w tym dwa na wyjeździe – 2:0 w Rybniku z ROW – em i 1:0 w Łodzi z ŁKS – em. Zdobyte w ten sposób cenne punkty pozwoliły wreszcie opuścić miejsca zagrożone spadkiem, choć do końcowego sukcesu była jeszcze daleka droga. Zwieńczeniem tego znakomitego okresu był przyjazd na Stadion Ludowy w pierwszomajowe święto aktualnego wicelidera tabeli – zabrzańskiego Górnika. Komplet 35.000 na widowni wprawdzie nie doczekał się wielkich emocji, ale oglądał zwycięstwo Zagłębia 1:0 po silnym strzale Zbigniewa Seweryna.
Drugi tej wiosny wyjazd do stolicy, zakończył się drugą porażką, tym razem 0:2 na stadionie Gwardii. Był to ostatni mecz w Zagłębiu trenera Banyaia, który z powodów rodzinnych powrócił na Węgry. Nie dane mu było dokończyć trudnego dzieła, którego się podjął i w powodzenie którego tak bardzo wierzył. Po odejściu Madziara w maju 1974 roku ponownie opiekunem drużyny został Jan Liberda, któremu z pomocą na koniec sezonu przybył inny legendarny polonista – Kazimierz Trampisz. Pierwszy mecz pod okiem Liberdy to bardzo ważne zwycięstwo 2:0 z Szombierkami, osiągnięte w końcowych minutach po trafieniach E. Szmidta i W. Mazura. Kilka dni później był wyjazd na zaległe spotkanie do Chorzowa, skąd przywieziono punkt za wynik 0:0. Ruch akurat pewnie zmierzał po tytuł mistrza Polski i do osiągnięcia tego celu brakowało mu do zdobycia właśnie tego 1 pkt.
Gdy do końca rozgrywek zostały tylko 3 kolejki, nastąpiła 1,5 miesięczna przerwa w grze. Powodem były przygotowania, a później jakże radosny udział polskiej reprezentacji w Mistrzostwach Świata w Republice Federalnej Niemiec, zakończony zdobyciem III miejsca!
W połowie lipca ekipa Zagłębia pojechała na Turniej Przyjaźni do Iranu. Tym razem wizyta w Teheranie nie była tak udana jak trzy lata wcześniej, kiedy sosnowiczanie wygrali tę imprezę. W grupie osiągnięto następujące wyniki: z młodzieżówką Iranu 0:1, z rumuńskim Steagul Rosu Brasov 1:1, z Tunezją 2:0. Dało to II miejsce w grupie i szanse na końcowe zwycięstwo. Jednak po przegranym półfinale z I reprezentacją Iranu 1:3 i meczu o III miejsce (0:0 po dogrywce, rzuty karne 3:4) ponownie ze Steagulem, musiano zadowolić się tylko czwartą lokatą. Zwyciężył czechosłowacki FK Teplice.
Na zdjęciu: GKS Zagłębie (wiosna 1974). Stoją od lewej: Witold Kasperski, Józef Zawadzki, Zbigniew Seweryn, Jerzy Pielok, Jan Leszczyński, Eugeniusz Szmidt. W dolnym rzędzie: Henryk Loska, Włodzimierz Mazur, Władysław Grotyński, Władysław Szaryński, Edward Maleńki.
ANDRZEJ JAROSIK BEZ GOLA…
Po powrocie do kraju nastąpiło dokończenie ligowych zmagań. Sytuacja w tabeli była dla Zagłębia dość klarowna. Wystarczyło zdobyć 2 – 3 pkt, aby zapewnić sobie utrzymanie. Warunek ten spełniono po wygranej 1:0 z Lechem Poznań, po celnej główce Eugeniusza Szmidta. W rundzie rewanżowej coś, co jesienią wydawało się niemożliwe, stało się faktem. Zagłębie zdobyło aż 21 pkt! W ostatecznym rozrachunku uplasowało się na bezpiecznej XI pozycji. „Cud nad Brynicą” – pisano w prasie. Co ciekawe, niewielki udział w tej zwycięskiej batalii miał legendarny napastnik Zagłębia – Andrzej Jarosik. Popularny „Jary” długo zmagał się z kontuzją, wiosną zagrał tylko 3 mecze a w całym sezonie nie strzelił żadnej bramki.
Teraz, po 50 latach sytuacja Zagłębia wydaje się bliźniaczo podobna. Inny jest tylko poziom rozgrywek. Także jest ostatnia pozycja w tabeli i spore straty do odrobienia. Spadek do II ligi zagląda w oczy, ale dopóki piłka w grze, to należy wierzyć w końcowy sukces. Jest nowy sztab szkoleniowy i grupa nowych zawodników. Czy będziemy zatem świadkami drugiego cudu nad Brynicą?
JACEK SKUTA
PS. Więcej przeczytacie w gazecie meczowej Zagłębia przygotowanej na niedzielne spotkanie ze Zniczem.
Zagłębie S.A, ul. Kresowa 1
41-200 Sosnowiec
Tel/Fax: (32) 299-64-40
E-mail: