Strona główna / Piłka Aktualności / Aktualności / Arkadiusz Aleksander: Musiałem mieć pewność, że głowa jest zgrana z nogami

Arkadiusz Aleksander: Musiałem mieć pewność, że głowa jest zgrana z nogami

22 marca 2024

Arkadiusz Aleksander, Prezes Zagłębia Sosnowiec w rankingu najbardziej bramkostrzelnych zawodników zaplecza ekstraklasy XXI wieku zajmuje pierwsze miejsce. Wysoką formę osiągnął w ostatnich sezonach w karierze i można tylko zastanawiać się, czy gdyby przedłużył przygodę z piłką to dobiłby do granicy stu goli. Zatrzymał się na 86 bramkach w Pierwszej Lidze. – Na pewno jest to jakiś pozytyw kariery – mówi w rozmowie z portalem 1liga.org.

Jesteś ważną częścią historii Pierwszej Ligi. To ty otwierasz klasyfikację najlepszych strzelców tych rozgrywek w XXI wieku. Jak z perspektywy czasu oceniasz swoje osiągnięcie?
– Mam satysfakcję z tego, że jeszcze w końcówce czynnej kariery mogłem trochę postrzelać. W ostatnim sezonie, czyli 2015/16 zostałem wicekrólem z 15 bramkami. Cieszę się, że zaprocentowało tym, że cały czas jestem najlepszym strzelcem ligi od 2000 roku w górę. Na pewno jest to jakiś pozytyw całej mojej kariery.

Miałeś bardzo wysoką skuteczność na zapleczu. 86 goli w 157 meczach. To średnia 0,54 bramki na spotkanie. Co może być lepszego dla napastnika niż gole?
– Nic (śmiech). Myślę, że mogę być zadowolony z siebie, że nie pożegnałem się z boiskiem w słabym stylu, tylko w momencie, gdy szło mi bardzo dobrze. Większość pierwszoligowych bramek przypada na okres mojej gry w Sandecji. W Nowym Sączu się urodziłem. Ale to we Wrocławiu wszedłem w dorosłą piłkę. Debiutowałem w seniorach jako zawodnik Śląska. Sandecja dała mi później możliwość pracy w strukturach klubu. Przeżyliśmy awans do ekstraklasy. Byłem już wtedy w innej roli. Naprawdę temu klubowi wiele zawdzięczam i jako piłkarz i jako dyrektor sportowy, czy prezes.

Uważasz, że wycisnąłeś z kariery ile się dało?
– W kontekście Pierwszej Ligi – tak, tym bardziej, że wiele goli strzeliłem w ostatnich sezonach występów na boisku. I to wtedy, kiedy problemy zdrowotne mocno dawały się we znaki. Mimo to wykręciłem niezły wynik bramkowy. Trudno nie mówić w takiej sytuacji o wyciągnięciu maksimum. Jedynie mogę żałować, że bardziej nie zawojowałem ekstraklasy. Kontuzje w kluczowych momentach mnie przystopowały, dlatego powiedziałem pas, chociaż wewnętrznie czułem, że jeszcze jestem w stanie sporo zdziałać na boisku, czy w polu karnym.

W Pierwszej Lidze reprezentowałeś barwy Sandecji, Floty Świnoujście, Arki Gdynia oraz Olimpii Grudziądz. 
– We Flocie spędziłem tylko pół sezonu. Pamiętam, że do końca walczyliśmy o awans do ekstraklasy. Nigdy w historii Flota nie była bliżej najwyższej klasy. Bolało. Dziś ten czas wspominam jednak z sentymentem przez wgląd na to, jaki wynik osiągnęliśmy i na rodzinną atmosferę w niej panującą. Arkę reprezentowałem w dwóch okresach – sezon 2003/04 oraz 2013/14. Za każdym razem czułem się w Gdyni bardzo dobrze. Odpowiada mi klimat tego miasta. Do dziś mam tam znajomych. Zawsze z uśmiechem wracam do Arki. Darzę Arkę dużym sentymentem. Olimpia to sezon 2014/15. Zajęliśmy czwarte miejsce. W Sandecji miałem dwa momenty. Pierwszy – mój czas premium w przygodzie z piłką, drugi – po grze w innych klubach. Wróciłem do domu. I w domu zakończyłem karierę. Podsumowując – w jakim klubie Pierwszej Ligi nie byłem, tam graliśmy w czołówce.

Efekt Aleksandra?
– Jak napastnik strzela często i regularnie to zazwyczaj jego zespół walczy o czołowe miejsca. Tak to działa. Miałem to szczęście, że wybierałem kluby, które chciałem reprezentować. Wyboru dokonywałem na podstawie pewnego klucza – musiały być to drużyny grające ofensywnie, wypracowujące dużo sytuacji napastnikom. W takich warunkach mogłem dać coś od siebie pod bramką. Byle tylko ktoś mi podał. W swojej karierze bazowałem na bardzo dobrym przygotowaniu fizycznym. To była podstawa do tego, żeby na boisku czuć się pewnym, w pełni skoncentrowanym, mieć siłę. Gdy głowa jest świeża, to noga w polu karnym swoje zrobi. Nigdy nie miałem specjalnego rytuału pod kątem przygotowania mentalnego. Starałem się skoncentrować po prostu na konkretnym rywalu. Myślałem jak się zachować, żeby ich przechytrzyć pod bramką. Przyznam, że były momenty, kiedy czułem się fizycznie źle, wówczas stawiałem na trening indywidualny. Musiałem mieć pewność, że głowa jest zgrana z nogami. Mój tata był trenerem, więc miał mnie kto nadzorować.

Czytaj więcej na laczynaspilka.pl

© ZAGŁĘBIE SOSNOWIEC SA 2021 Wszystkie prawa zastrzeżone | Projekt & wykonanie Strony www Będzin