1 grudnia 1988 r. zmarł Włodzimierz Mazur. W 36. rocznicę śmierci tego wielkiego piłkarza Zagłębia, reprezentanta Polski przypominamy niezwykłe, a zarazem powikłane losy piłkarskie Włodka, niekwestionowanego Króla Sosnowca, który jest Patronem naszej Akademii.
Jego talent odkrył Marian Masłoń
Rodzina piłkarza pochodziła ze wsi Wyszmontów położonej nieopodal Ożarowa w dzisiejszym województwie świętokrzyskim. To właśnie w tym miasteczku przyszedł na świat przyszły król strzelców ekstraklasy Włodzimierz Mazur, chociaż większość źródeł błędnie podaje Opatów jako miejsce jego urodzenia.
Włodek wychował się w sosnowieckim Kazimierzu, gdzie jego ojciec dostał pracę w miejscowej kopalni. Brat babci Włodka Mazura pracował w kopalni w Tychach, i to on namówił rodzinę do wyjazdu. Tak Mazurowie trafili do Sosnowca.
Mazur uczył się grać w piłkę w miejscowym Górniku Kazimierz (obecnie ZEW Kazimierz). Do Zagłębia przeszedł w wieku 16 lat. Przepowiadano, że będzie następcą Andrzeja Jarosika, innego wielkiego gracza Zagłębia.
– Mazur to był piłkarz kompletny – mówi Władysław Szaryński, kapitan Zagłębia w latach 70. – Miał dobrą lewą i prawą nogę. Umiał się zastawić i uderzyć z daleka. Dobrze grał głową. Wyróżniał go niesamowity instynkt. Był przy tym silny jak tur. Podziwialiśmy jego atletyczną sylwetkę. Uda miał jak ze stali. Rywale nie potrafili go ruszyć – dodaje Szaryński.
Został królem strzelców
W barwach Zagłębia dwukrotnie zdobył Puchar Polski (1977 i 1978), w 1977 został królem strzelców (17 bramek). Debiutował w lidze 18 marca 1973 roku meczem z Zagłębiem Wałbrzych (1:0). W najwyższej klasie rozgrywkowej rozegrał 282 mecze, w których strzelił 79 goli. Do dorosłej piłki w barwach Zagłębia wprowadzał go m.in. węgierski trener Nandor Banoy.
W czasach, kiedy Mazur był gwiazdą Zagłębia, w klubie jako konsultant pracował Jacek Gmoch. W 1978 roku Gmoch jako selekcjoner kadry znalazł dla napastnika z Sosnowca miejsce w kadrze na mundial w Argentynie. Podczas mistrzostw napastnik z Sosnowca furory jednak nie zrobił. Zagrał tylko w jednym meczu z gospodarzami turnieju. Gdy Gmoch po przerwie krzyknął „grzej się, Włodek”, z ławki podniósł się Włodzimierz Lubański. Selekcjoner szybko jednak sprostował, że chodzi mu o Mazura. To on miał odmienić losy spotkania. Nie udało się. Przegraliśmy 0:2. Ostatecznie Mazur rozegrał w reprezentacji Polski 23 mecze, w których strzelił trzy bramki.
Andrzej Strejlau, który był w 1978 roku asystentem Gmocha, a Mazura miał też okazję prowadzić w Zagłębiu, uważa, że to był to jeden z najlepszych polskich napastników we wspaniałych dla naszego futbolu latach 70.
– On po prostu kochał grać w piłkę. Miał świadomość, że nie jest jednym z wielu. To była postać na miarę wcześniejszych ikon Zagłębia: Cześka Uznańskiego, Witka „Gigi” Majewskiego, Andrzeja Jarosika – wspomina Strejlau.
Kibice pamiętają Mazura przede wszystkim z meczu z Holandią na Stadionie Śląskim w roku 1979. Polacy wygrali wtedy 2:0 po golach Zbigniewa Bońka i właśnie Mazura. – Nie pomogły Johany, zwiędły tulipany – śpiewali kibice na Śląskim.
Mazur strzelił gola z karnego. To było uderzenia a’la Panenka, czyli w stylu czeskiego piłkarza Antonina Panenki, który w 1976 roku – w finale mistrzostw Europy – zasymulował silne uderzenie, położył bramkarza Seppa Maiera z reprezentacji Niemiec, a potem technicznym, lekkim strzałem posłał piłkę w środek bramki. – Na takie uderzenia pozwalali sobie tylko najwięksi, a właśnie takim napastnikiem był Mazur – podkreśla Strejlau.
Do tańca i różańca
Mazur szybko został okrzyknięty przez kibiców królem Sosnowca. Nie wywyższał się, nie unikał starych znajomych, z każdym napił się piwa. – Mazur Włodzimierz, nie ruszaj Włodka, bo zginiesz – śpiewali na Ludowym kibice.
W Sosnowcu był modny lokal Tip-Top przy ulicy 3 Maja. Tuż obok basenów na Sielcu. Przyjeżdżali się tam zabawić zawodnicy Zagłębia, ale i Ruchu Chorzów czy GKS-u Katowice. Mazur też był tam częstym gościem. Wspólnie z kolegami tańczyli, bawili się i słuchali piosenek Wojtka Gąssowskiego, który często przyjeżdżał z koncertami. Mazur znał wiele osób z Warszawy. Do tego świata wprowadził go Władysław Grotyński, bramkarz Zagłębia, a wcześniej gracz Legii. Koledzy z boiska wspominają, że Mazur nigdy nie odmawiał. – To był wspaniały przyjaciel. Jak to mawiają, do tańca i różańca – mówi Marek Jędras.
– Pamiętam, jak kiedyś nie mogłem kupić terakoty. Mazur stwierdził tylko, że wie, jak temu zaradzić. Zadzwonił do siostry, która pracowała wtedy w Katowicach w firmie zajmującej się produkcją mebli. I już było po problemie – uśmiecha się Szaryński.
Sam Mazur też mógł liczyć na przychylność życzliwych mu osób. Po pamiętnym meczu z Holandią miał do odbioru talon na samochód. Był to polonez, więc pojechał do Polmozbytu w Katowicach. Na placu stało mnóstwo samochodów, ale to naprawdę mnóstwo. W samym środku stał polonez w kolorze groszkowym. – Biorę ten – powiedział Włodek, gdy tylko go zobaczył. Jego nazwisko zadziałało, wyjechali wszystkimi innymi, by dostać się do wybranego samochodu, i przekazali go zawodnikowi ze słowami: „Panie Włodku, dla pana wszystko!”
Nie zdążył
W 1983 roku Mazur dostał zgodę na wyjazd do Francji. Trafił do klubu Stade Rennais. Jak z każdym transferem za granicę w tamtych czasach, było z tym wiele trudu i zamieszania. Trzeba było jeździć do Centralnego Ośrodka Sportu w Warszawie, przy którym działała tzw. komórka transferowa, by załatwić formalności. Zagłębie nie miało nic do tego. Klub zarobił jakieś grosze. Potem jeszcze zespół pojechał na zaproszenie Stade Rennais do Francji.
Po dwóch latach na obczyźnie Mazur wrócił do Sosnowca. Przyjechał fordem. W Polsce takie auto to była wtedy wielka rzadkość. Mazur jednak nic się zmienił.
Mazur po powrocie do Polski znowu założył koszulkę Zagłębia. Potem Górnika Wojkowice. W 1987 roku, po zakończeniu kariery, postanowił zostać trenerem. W marcu 1988 roku Alfred Malczyk, ówczesny wiceprezes klubu, wydał Mazurowi opinię, która miała pomóc mu ukończyć trzyletni kurs trenerski organizowany przez katowicki AWF. Były napastnik jednocześnie zaczął pracować w Górniku Klimontów. Pomagał w pracy Zbigniewowi Sewerynowi i Kazimierzowi Kroście.
Chciał zdobyć doświadczenie, żeby w przyszłości wrócić w roli trenera do swojego ukochanego Zagłębia.
1 grudnia 1988 roku pojechał do sklepu spożywczego do Milowic, na tak zwane Betony. Stał w kolejce. W pewnym momencie ugięły się pod nim nogi, stracił przytomność. Poleciał do tyłu. Kilka osób za nim też straciło równowagę. Upadł na posadzkę. W kolejce stała akurat żona grabarza. Podłożyła mu pod głowę swoją torebkę. Tak odszedł w wieku zaledwie 34 lat wielki piłkarz Zagłębia Sosnowiec Włodzimierz Mazur. Jego imieniem nazwano Akademię Piłkarską Zagłębia Sosnowiec. 20 kwietnia 2024 przed wejściem na nowy stadion Zagłębia – ArcelorMittal Park uroczyście odsłonięto rzeźbę Włodka.
Włodzimierz Mazur (ur. 18 kwietnia 1954 w Ożarowie, zm. 1 grudnia 1988 w Sosnowcu) – piłkarz grający na pozycji napastnika, były reprezentant Polski, uczestnik MŚ 1978.W barwach Zagłębia rozegrał 289 spotkań, dwukrotnie zdobył Puchar Polski (1977 i 1978), w 1977 został królem strzelców (17 bramek). Po zakończeniu kariery piłkarskiej był trenerem. Zmarł na skutek tętniaka. Został pochowany na cmentarzu w Sosnowcu Milowicach.
W reprezentacji Polski debiutował 31 października 1976 w wygranym meczu z Cyprem (5:0) a w rewanżowym meczu (3:1) strzelił gola. Na Mistrzostwach Świata w Argentynie zagrał w jednym meczu 25 minut. Łącznie w reprezentacji rozegrał 23 mecze i zdobył 3 bramki. 2 maja 1979 roku w meczu z Holandią strzelił gola z rzutu karnego.
PS. W opracowaniu wykorzystano materiały zamieszczone w „Gazecie Wyborczej” przez red. Wojciecha Todura z dnia 30 listopada 2018 r.
Zagłębie S.A, ul. Kresowa 1
41-200 Sosnowiec
Tel/Fax: (32) 299-64-40
E-mail: